SPOŁECZNOŚCIOWE FORUM DYSKUSYJNE MIESZKAŃCÓW KLIMONTOWA I GMINY - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum SPOŁECZNOŚCIOWE FORUM DYSKUSYJNE MIESZKAŃCÓW KLIMONTOWA I GMINY Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Wreszcie "sukces" dyrekcji LO - zamiana Patrona
Idź do strony 1, 2  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SPOŁECZNOŚCIOWE FORUM DYSKUSYJNE MIESZKAŃCÓW KLIMONTOWA I GMINY Strona Główna -> "Delikatny" temat- edukacja w gminie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość
PostWysłany: Wto 11:06, 12 Lip 2011






W GW można przeczytać, że pani dyrektor doprowadziła do likwidacji patrona LO. Pogratulować sukcesu. IPN nie dał rady, a tu patrzcie. No ale w likwidacjach wszelakich dyrekcja jest zaprawiona.

--------------------------------------------------------
Oto fragmenty artykułu w GW - admin:

W Klimontowie wycięli Jasieńskiego
Krzysztof Łakwa, Kielce

„Nie udało się z ulicą, udało się ze szkołą. Liceum Ogólnokształcące w Klimontowie (woj. świętokrzyskie) nie będzie już nosić imienia Brunona Jasieńskiego. Bo znany poeta "nie jest dla młodzieży autorytetem"

[…]- W rozmowie ze mną dyrektorka twierdziła, że Jasieński demoralizuje młodzież - oburza się Piotr Banasiak, prezes Stowarzyszenia Miłośników Twórczości Brunona Jasieńskiego z siedzibą w Warszawie. […]
Czesław Fijałkowski, radny klimontowskiej gminy i emerytowany dyrektor miejscowego liceum, również uważa, że szkoła powinna zachować swojego patrona. - Jasieński był lewicowcem, ale nie zapominajmy, że przez komunistów został zamordowany. Nazwy szkoły nie należało zmieniać. Miała długą tradycję i cieszyła się renomą, a w jej murach wykształciło się wielu wartościowych ludzi - twierdzi. - Walczyłem o zachowanie imienia szkoły przez wiele lat - podkreśla Fijałkowski i przypomina, że naciski, by patrona zmienić, pojawiły się jeszcze w latach 90.
Podobnego zdania jest Beata Ryń, kielczanka pochodząca z Klimontowa, absolwentka Liceum im. Brunona Jasieńskiego, dziś rzeczniczka Muzeum Wsi Kieleckiej. - Bardzo przykre, że pozbawia się poetę swojego miejsca w mieście. Jego twórczość jest przecież doceniana na całym świecie. Nigdy nie odczułam złego wpływu Jasieńskiego na moją osobowość - mówi.

Postać poety stała się dla Klimontowa problemem już kilka lat temu - w 2009 r. opisywaliśmy w "Gazecie" starania o zmianę nazwy ul. Brunona Jasieńskiego. W sprawę zaangażował się Instytut Pamięci Narodowej, wytykając poecie przynależność do sowieckiej partii komunistycznej.

Wówczas w obronę Jasieńskiego zaangażował się m.in. prof. Edward Balcerzan, jeden ze znawców awangardy XX wieku, prof. Uniwersytetu Adama Mickiewicza i biograf Jasieńskiego. W liście do radnych gminy Klimontów pisał:
"Czy Jasieński był komunistą? Był antyfaszystą, romantykiem rewolucji proletariackiej, ofiarą jej patologii sowieckiej, postacią głęboko tragiczną. (...) Kto nie potrafi odróżnić ludzkich marzeń od brutalnej polityki totalitaryzmu, ten nie rozumie XX wieku. Po uwięzieniu, torturowaniu i rozstrzelaniu Jasieńskiego w ZSRR w 1938 r. jego książki znalazły się na sowieckim indeksie. Podobnie działo się w pierwszym dziesięcioleciu PRL - jego poetyckie tłumaczenia ogłaszano jako przekład zbiorowy. Dawniej nazwisko i dzieło poety chciały wymazać z ludzkiej pamięci NKWD i UB. Dziś to samo próbuje się zrobić w sercu Europy - w Polsce". […]

Z Marią Kubik, dyrektorką LO w Klimontowie, nie udało nam się skontaktować, jest na urlopie. Uczniowie liceum też są na wakacjach. Na stronie internetowej szkoły Jasieński figuruje jeszcze jako patron, a jego sylwetka opatrzona jest komentarzem: "Z powodu politycznej działalności dziś może uchodzić za postać kontrowersyjną, jednak nie podważa to faktu, że jako wielki poeta i najsławniejszy klimontowianin zasłużył na pamięć".

Dla Gazety

prof. Edward Balcerzan


- Decyzja o zmianie patrona liceum jest dla mnie bardzo przykra i nie została przemyślana. Jasieński był pisarzem lewicowym, jak większość twórców przedwojennych. Komunizm rozumiał jako utopię powszechnej szczęśliwości. Jego życiorys to tragedia naiwności. Na pewno nie można zarzucić mu cynizmu. Mieszkańcy Klimontowa powinni być dumni z faktu, że taka osoba była związana z ich miejscowością.”


Więcej... [link widoczny dla zalogowanych]

Ciekawe są też komentarze do artykułu!]
Gość
PostWysłany: Śro 21:03, 13 Lip 2011






O Klimontowie robi się znowu głośno. Niedawno GW, teraz Zaremba w "Rzeczpospolitej" polemizuje z poglądem pana Fijałkowskiego na temat lewicowości. Porobiło się...
tpk6
Administrator
PostWysłany: Wto 13:27, 26 Lip 2011


Dołączył: 12 Gru 2006

Posty: 813
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Klimontów/P-ń

Sprawa zapewne będzie mieć swoją kontynuację, warto więc poznać inne wypowiedzi jej dotyczące:

Patron z sowieckimi papierami
Piotr Zaremba 13-07-2011

„[…] „Gazeta Wyborcza" inicjuje kampanię przeciw radnym Klimontowa, którzy nie chcą, aby ich krajan Jasieński był patronem szkoły. Emerytowany dyrektor tego liceum nazywa Jasieńskiego lewicowcem, który został zabity przez komunistów. Lewicowcami to byli Andrzej Strug, Bolesław Limanowski, Kazimierz Pużak, wybitni polscy socjaliści. Jeśli Jasieński to ofiara komunizmu, to Ernst Roehm jest ofiarą nazizmu. Nie porównuję obu postaci. Podważam logikę.

Rozumiem dyrektora, pasjonata literatury, nie rozumiem ogólnopolskiej gazety. „Rezygnacja Jasieńskiego ze stanowiska redaktora Kultury Mas była symbolem jego zerwania ze światem polskim i zanurzenia się w świecie radzieckim. Sowietyzacja, pisanie po rosyjsku nie stanowiły dla niego większego problemu" – pisze Marci Shore, uznana przez „GW" za wzór bezstronnego opowiadania o komunizmie.
Jasieński był ofiarą, ale czy jest wymarzonym patronem dla szkoły w kraju, który z komunizmu szczęśliwie wyszedł? Czy był wzorcem?”

Więcej czytaj [link widoczny dla zalogowanych]

Inne doniesienia nt powyższej sprawy:

Rejwach wokół kacapskiego poety

„Tuż przed wydaniem wyroku w sprawie Agora kontra Jarosław Marek Rymkiewicz redaktorzy „Gazety Wyborczej” wszczęli krucjatę w obronie imienia innego poety – Brunona Jasieńskiego Krzysztof Masłoń Jasieńskiego, który decyzją rady powiatu sandomierskiego, powziętej na wniosek dyrektorki Liceum Ogólnokształcącego w Klimontowie pani Marii Kubik, przestał być patronem tej szkoły, Stefan Żeromski trafnie określił jako poetę kacapskiego.”

Źródło: [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Marek Mądry
PLATYNOWY UŻYTKOWNIK
PostWysłany: Czw 9:50, 28 Lip 2011


Dołączył: 27 Sty 2007

Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

Wydawnictwo słowo/obraz terytoria w 2008 roku wydało książkę "Poezje zebrane" Brunona Jasieńskiego. Właśnie nabyłem tę książkę za niewiele ponad 60 zł.

Oto co wydawca pisze na jej temat:
Bruno Jasieński był bez wątpienia jednym z najbardziej oryginalnych poetów polskich wieku XX, a zarazem nieprzeniknioną osobowością twórczą; mistrzem autokreacji, który swą prawdziwą naturę ukrywał za licznymi maskami – dandysa, futurysty, rewolucjonisty. Książka jest zbiorem wszystkich utworów poetyckich Jasieńskiego pisanych w języku polskim. Biorąc pod uwagę to, jak niewiele istnieje świadectw na temat życia i śmierci poety, pozostają nam jedynie jego wiersze, w których spoza awangardowych prowokacji i najróżniejszych wcieleń przenika sylwetka wrażliwego i konsekwentnego artysty.

Adres internetowy wydawnictwa: [link widoczny dla zalogowanych]
(książki: [link widoczny dla zalogowanych])
e-mail: [link widoczny dla zalogowanych]

Warto nabyć tę książkę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mirko
EKSPERT FORUM
PostWysłany: Czw 22:53, 28 Lip 2011


Dołączył: 26 Sty 2011

Posty: 434
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Klimontów

Muszę i ja się wtrącić do dyskusji nad osądem "naszego Brunonka". Pozwalam sobie tak pieszczotliwie i tkliwie "Go" nazywać, ponieważ mam ku temu jak najbardziej uzasadnione prawo (kącik w Izbudzie, buntownik taki sam, jak ja w młodości). Broniłem"Go", gdy na nim wieszano psy, będę bronił "Go" do końca i teraz dotąd, dokąd społeczeństwo nie będzie potrafiło odróżnić twórczości od osobistych poglądów, zachowań, przekonań itp.

Co ma piernik do wiatraka? Co ma twórczość do młodzieńczych poglądów, zapatrywań - do życia osobistego? Pytam się, kto w młodości nie fantazjował? Kto nie marzył o innym lepszym, szczęśliwszym świecie? O równości? O braterstwie? O wolnej miłości? O dobrobycie? O bycie, itp, itd?
Pytam się, czy socjalizm w swoich założeniach jest taki zły, podły, niesprawiedliwy? Co, żyjemy w lepszym świecie? Jak go nazwę bandyckim, to co? To mnie potępiający Brunona okrzykną szubrawcą, niegodnym bycia radnym?

Mnie się widzi, że najwięcej zaciekłych wrogów, ludzie lewicujący mający takie przekonania, mają właśnie wśród tych, którym lewica przysporzyła profitów, pozwoliła stanąć na nogi, pozwoliła zdobyć pozycję. Jak już zdobyli pozycję, wpływy, pieniądze, zaszczyty, to teraz ustrój, którego doili jak krowę dojną, jest be. Jest niedobry, ponieważ teraz mogą bez żadnych oporów, w imię wolnego rynku, bogacić się bez żadnego umiaru i wyrzutów sumienia.

Żyłem w ustroju, który dawał nadzieję na życie inne. Okazało się to utopią, iluzją. Ale tą iluzją, utopią żyła większość z nas, i co, wszyscy byliśmy szubrawcami?
A nasze dokonania w różnych dziedzinach życia, kultury: wyrzucić, potępić, zmieszać z błotem? Byłoby to szaleństwo, podobne do szaleństwa Brunona. I koło by się zamknęło, i wszyscy bylibyśmy i żyli w jednym szaleńczym zwariowanym kręgu. Brrrrrr....!!!

Powiedziałem już w radiu Kielce, co myślę o zmianie nazwy szkoły. Nie wiem czy była moja wypowiedź wyemitowana czy też nie. Czy była wyemitowana w całości czy też tylko we fragmentach. Jak się wszyscy domyślają, powiedziałem to, co myślę. Mianowicie, że szkoła miała takiego patrona przez tyle lat i było dobrze i niech by tak było aż do końca Klimontowa. A tysiącom absolwentów, którzy opuścili te muru (ja także) i których się nie pytano, czy nie będzie przykro? Czy to jest fair? Komuś teraz przed wyborami zachciało się zmieniać. A może myślano, że jak nada się szkole patrona świętego, to młodzież uczyni się lepszą? Że zamiast rozrabiać, oddawać się rozpuście, będzie żyć po bożemu. Więcej będzie powołań zakonnych? Więcej modłów?

Przymiarki do zdjęcia patrona (tablicy) były od dawna i było wiadomo, jak to się skończy. A jakie było piękne wyjście - można powiedzieć salomonowe - gdyby na miejsce zdjętej tablicy Brunona, powiesić tablicę "Dom Pielgrzyma ... ". Przecież w miejsce dawnego LO będzie teraz Dom Pielgrzyma i nadanie mu patrona św. byłoby jak najbardziej na miejscu. - "Wilk syty i owca cała". Nie byłoby tych przepychanek wokół "kacapskiego" poety. A Żeromski niech się "odstosunkuje" od "naszego" poety, który prawdę powiedziawszy, swoją twórczością więcej wniósł "nowego" niż ten przewartościowany pisarz.

A tak na marginesie: czy wszystko ten pan Stefan w życiu robił po bożemu? Czy po zlustrowaniu jego życia wszystko byłoby takie "glanc" - nie byłbym ja tak tego w 100% pewien. I co tu się rozwodzić! Jak wszystko jest takie proste, tylko życie nie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
yes
PLATYNOWY UŻYTKOWNIK
PostWysłany: Czw 23:16, 28 Lip 2011


Dołączył: 08 Wrz 2007

Posty: 211
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

To tak na marginesie tej dyskusji.

[link widoczny dla zalogowanych]

http://www.youtube.com/watch?v=Pd69GqxEsdY


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez yes dnia Pią 5:20, 29 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
mirko
EKSPERT FORUM
PostWysłany: Sob 17:06, 30 Lip 2011


Dołączył: 26 Sty 2011

Posty: 434
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Klimontów

Tak na marginesie tej dyskusji yesie w dresie, nie wcinaj tu jakichś grypsów. Nie ściemniaj sytuacji. Wiadomo kto rządzi w gminie: wójt, pleban i partia (nie mylić z PZPR). Czasami kogoś z tej trójki wytną, w tym przypadku "dyskusyjnym" g...o do powiedzenia miał wójt i rada.

Trudno, czasami się tak zdarza, że ci, którzy powinni mieć jakiś głos w dyskusji, czy nawet powinni z szacunku być poinformowani, że na ich terenie wymieniają, przemieniają, kombinują, majsterkują, ulepszają, pomijają - nic a nic o tym nie wiedzą. Dowiedzą się dopiero, gdy już coś, ktoś postanowi za nich, bez nich.

Rada, wójt świecą potem oczami i wszyscy potem są święcie przekonani, że samorząd jest do kitu. Może i nasz samorząd nie działa tak prężnie i nie wyrobił sobie jeszcze miru, ale to powinno się zmienić.

Powinien wójt przywołać do porządku ludzi, którzy żyją i pracują na terenie gminy! Mimo, że nie podlegają bezpośrednio wójtowi, mimo wszystko, powinni z tą gminną jakoś żyć w symbiozie - tak powinno funkcjonować dobrze wykształcone społeczeństwo obywatelskie.

Razem, wspólnie, zgodnie, po chrześcijańsku, mądrze postępować, tego nam trzeba. I nic więcej.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ciekawski
Gość
PostWysłany: Sob 23:48, 30 Lip 2011






A w Nowej Hucie Lenina zmienili i Sędzimira wstawili. I chwalą sobie. Co stoi więc na przeszkodzie, by i w waszym Klimontowie było podobnie, antykomunistycznie, po nowemu, czyściej i lepiej... i może prościej?
ciekawski2
Gość
PostWysłany: Nie 6:49, 31 Lip 2011






W dotychczasowej wymianie zdań zwrócono uwagę na istotny aspekt tej sytuacji, który McLuhan sformułował tak: „środek przekazu jest przekazem”. Oznacza to, że równie ważna, a może nawet istotniejsza, jest obok treści informacji jej forma, która narzuca nam z góry sposób myślenia.

W omawianym przypadku formą jest sposób przeprowadzenia tej operacji, którą można by nazwać „ukryć zmianę”: zrobiono to po kryjomu, wniosek złożono jednoosobowo (instrumentalne potraktowanie dyrektor LO?), w nieprzypadkowym terminie świadczącym o chęci uniknięcia rozgłosu.
Okazało się w sumie, że załatwiono sprawę w stylu „słonia w składzie porcelany”...
yes
PLATYNOWY UŻYTKOWNIK
PostWysłany: Nie 15:08, 31 Lip 2011


Dołączył: 08 Wrz 2007

Posty: 211
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

"Tak na marginesie tej dyskusji yesie w dresie, nie wcinaj tu jakichś grypsów. Nie ściemniaj sytuacji" - napisał dwa wpisy powyżej Pan Mirosław (pseudo miro).

To może teraz tak. Mam nadzieję, że tym razem bez ściemy.

http://www.youtube.com/watch?v=clr9gqqZ6jg

Dozo!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mirko
EKSPERT FORUM
PostWysłany: Nie 18:36, 31 Lip 2011


Dołączył: 26 Sty 2011

Posty: 434
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Klimontów

W Nowej Hucie było "prościej" i logiczniej. Żaden z wymienionych facetów czy to Lenin, czy Sędzimir nie tylko nie przyszedł tam na świat, ale z Hutą ma tyle wspólnego, co Huta z nimi.
Tak na mój rozum, to mogą "facetów" zmieniać co dekadę na piedestale i o ile nie jest "swój", to mało to kogo interesuje.

Ale jeżeli mieścina (Klimontów) ma jednego "rodzynka" i się Go usuwa, opluwa, to coś tu nie gra. Przecież mamy rozwijać turystykę, mamy ściągać ludzi kultury, żeby coś tu drgnęło, żeby ta mieścina złapała oddech i coś znaczyła, jeśli nie na forum światowym, to choć na krajowym - to kto tu przyjedzie?

Aha, zapomniałem, przejdą w roku dwie piesze pielgrzymki - przejdą i pójdą - przepraszam. Tylko nie zapominajmy, że trzeba je ugościć, tzn. nie zarobić, ale ugościć -jak mawia polskie przysłowie- "czym chata bogata..."


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
tpk6
Administrator
PostWysłany: Sob 13:47, 06 Sie 2011


Dołączył: 12 Gru 2006

Posty: 813
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Klimontów/P-ń

Pewnie niewielu dzisiaj pamięta poniższy artykuł zamieszczony za zgodą Autora przed ponad 2-laty na nieistniejącej już stronie www Towarzystwa Przyjaciół Klimontowa, w którym - z racji związków z Klimontowem i Górkami- można doszukiwać się uzasadnienia dla wyboru nowego Patrona LO w Klimontowie - admin

Rafał Staszewski
[Kopia artykułu opublikowanego w Tygodniku Nadwiślańskim w grudniu 2008 zamieszczona na stronie TPK 10 lutego 2009 - admin]

Śladami świętej Urszuli

To było niezwykłe rodzeństwo. Spośród dziewięciorga dzieci Antoniego Augusta Ledóchowskiego i Józefy Salis-Zizers, najstarsza córka została błogosławioną, jej młodsza siostra świętą, jeden z synów generałem Zakonu Jezuitów, a drugi wybitnym dowódcą wojskowym odradzającej się Rzeczpospolitej. Ich korzeni rodzinnych szukać należy na ziemi sandomierskiej.
W niedzielę 18 maja 2003 roku na Placu św. Piotra w Rzymie zgromadziły się tłumy pielgrzymów. Tego dnia do chwały ołtarzy wyniesionych zostało dwoje nowych polskich świętych: biskup przemyski Józef Sebastian Pelczar oraz siostra Urszula Ledóchowska – założycielka Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego. Jej proces kanonizacyjny trwał 50 lat. Aktem kościelnym potwierdzone zostało jedynie oficjalnie to, o czym przeświadczeni byli Ci wszyscy, którym dane było zetknąć się kiedyś z tą wyjątkową osobą. 28 lat wcześniej papież Paweł VI beatyfikował jej rodzoną siostrę Marię Teresę.

Dawno, dawno temuPoczątki arystokratycznego rodu Ledóchowskich herbu Szaława giną w pomroce dziejów. Tradycja wywodzi go od legendarnego rycerza Halki, który miał być ponoć krewnym księcia Włodzimierza Wielkiego. Wnuk Halki Rafał, jak głoszą rodzinne przekazy wojował dzielnie pod rozkazami Bolesława Chrobrego. Wszystkie to nie znajduje jednak potwierdzenia w żadnych pisanych źródłach. Te wymieniają dopiero niejakiego Piotra Halkę, który około roku 1300, jako hetman ruski napaść miał na ziemię sandomierską i doszczętnie ją splądrować, paląc przy tym drewniany zamek w Korczynie. Gdyby w istocie ów Piotr należał do protoplastów familii Ledóchowskich, byłby zapewne mocno zdziwiony tym, jak ciekawe koło zatoczy niegdyś historia. Potomkowie bowiem tego, który w dziejach Sandomierszczyzny zapisał się jako niszczyciel, kilka stuleci później osiedlili się tu i słynęli powszechnie jako znakomici gospodarze.
Pierwszym z rodu, który związał się miejscem zamieszkania z Górkami pod Klimontowem był hrabia Antoni Ledóchowski – pradziad świętej Urszuli. Od niego zacznijmy wiec tę opowieść.

Magnat w habicie
Kiedy pod koniec XVIII wieku Polska zniknęła z mapy Europy, podzielona przez zaborcze mocarstwa, Antoni Ledóchowski podjął decyzję o sprzedaży rozległych dóbr na Wołyniu i Mazowszu, pozostawiając sobie majątki znajdujące się pod Sandomierzem. Jako prapraprawnuk kanclerza Jerzego Ossolińskiego był spadkobiercą części należących niegdyś do niego włości. Ledóchowscy osiedli w Górkach. Ich dawny pałac stoi do dziś, choć jego wygląd uległ nieco zmianie na skutek późniejszych modernizacji. Całe życie hrabiego Antoniego nacechowane było głęboką pobożnością. Chętnie odwiedzał chaty ubogich kmiotków, rozmawiał o ich potrzebach, w razie konieczności udzielał wsparcia. Hojnie łożył również na kościoły. Gdy wybuchła Wielka Rewolucja Francuska, w jego podklimontowskim domu schronienie i gościnę znaleźli zmuszeni do ucieczki z ogarniętego zamętem kraju członkowie sławnego rodu książąt de Rohan.

Żoną Antoniego Ledóchowskiego była Julia z Ostrowskich, która jednak zmarła młodo, dożywszy zaledwie 37 lat. Pochowano ją w podziemiach klimontowskiej fary. Owdowiały hrabia nie ożenił się powtórnie. Ostatnie lata życia zapragnął spędzić w zaciszu zakonnej celi. Osiadł najpierw w klasztorze Ojców Reformatorów w Sandomierzu, a następnie wstąpił do zgromadzenia Księży Misjonarzy w Warszawie, oświadczając już na wstępie, że nie czuje się godzien dostąpić łaski kapłaństwa, dlatego tez uprasza jedynie o niższe święcenia. Przybrawszy szatę duchowną, nosił ją aż do śmierci, przez kolejnych trzynaście lat. Arystokrata podejmowany niegdyś na najprzedniejszych dworach Europy, z wyboru stał się ascetą i poświecił bez reszty służbie Bogu.
Zmarł w klasztorze 11 listopada 1835 roku, po trwającej kilka tygodni chorobie. Stosownie do jego woli, pogrzeb odbył się w kościele św. Krzyża, jednak już trzy tygodnie później trumnę z ciałem hrabiego sprowadzono do Klimontowa i złożono obok żony.

Bohater
Antoni i Julia doczekali się sześciorga dzieci. Największą sławą spośród nich okrył się Ignacy Hilary Ledóchowski – dziadek św. Urszuli.
Późniejszy generał i uczestnik wielu kampanii wojennych przyszedł na świat 13 stycznia 1789 roku jeszcze w Krupie, pod Łuckiem na Wołyniu. Nauki pobierał najpierw w domu rodzinnym, co było wówczas praktyką powszechną, później w szlacheckiej akademii Terezianów w Wiedniu i na kursie inżynierów, gdzie dostrzeżono w nim bardzo zdolnego ucznia. Sam arcyksiążę Karol mianował go w 1808 roku oficerem 3 pułku piechoty, z którym wyruszył niebawem do walki przeciwko Wielkiej Armii świeżo koronowanego cesarza Francuzów. 23 kwietnia 1809 roku, w bitwie pod Ratyzboną dostał się do francuskiej niewoli. Jako jednego z nielicznych pojmanych, którzy znali język zwycięzców, postawiono młodego Ignacego przed obliczem samego Napoleona. Ten, usłyszawszy, że jeniec jest Polakiem zaczął czynić mu ostre wyrzuty, jak śmie walczyć przeciwko władcy, mającemu szlachetne zamiary względem jego narodu? Nie bacząc na to, co może go spotkać, Ledóchowski odpowiedział wówczas hardo, że żołnierz musi być wierny swojej chorągwi.

Słowa cesarza zapadły mu jednak głęboko w pamięć i kiedy tylko nadarzyła się okazja, poprosił o zwolnienie go z austriackiej służby. Zaraz potem trafił do Wojska Polskiego, a dokładnie do pułku artylerii konnej, dowodzonego przez jego ciotecznego brata Władysława Ostrowskiego. W bitwie pod Labiau 3 stycznia 1813 roku, kiedy Polacy osłaniali odwrót Wielkiej Armii, wówczas już kapitan Ignacy Ledóchowski został ciężko ranny. Rosyjska kula strzaskała mu kolano. Konieczna stała się amputacja nogi. 24 letni oficer przez całą resztę życia zmagać się musiał z ciężkim kalectwem. Dalej jednak służył w wojsku. Szybko awansował do stopnia podpułkownika i mianowany został dyrektorem Arsenału Warszawskiego. Kiedy wybuchło powstanie styczniowe, sam osobiście otworzył jego bramy walczącym rodakom. Na początku roku 1831 Rząd Narodowy mianował Ledóchowskiego generałem brygady i gubernatorem twierdzy Modlin. Poddał ją dopiero, gdy w całym kraju stłumiony już został powstańczy zryw. Wraz z wieloma innymi wysokimi oficerami skazany został na zesłanie. Ostatecznie jednak ułaskawiono go dzięki wstawiennictwu wielkiego księcia Michała.

Zamieszkał generał w Warszawie, gdzie w niedługim czasie spadły na niego dwie osobiste tragedie. Najpierw stracił żonę – 36 letnią zaledwie Ludwikę z Górskich, a niedługo po niej najmłodszą córkę Annę. Z pozostałą tróją dzieci: Ludwiką, Józefem i Antonim (przyszłym ojcem św. Urszuli) wyjechał wówczas za granicę, gdzie spędził kilkanaście lat.
W roku 1855 powrócił do Klimontowa i osiadł w jednej z cel klasztoru dominikanów, gdzie przebywał aż do swej śmierci w marcu 1870 roku. Sędziwy wiarus zastrzegł w testamencie, że woli być pochowany na publicznym cmentarzu, gdzie każdy mijając grób za jego duszę się pomodli.

Na obczyźnie
Młodszy syn generała Antoni otrzymał w roku 1843 paszport emigracyjny od rządu rosyjskiego i zgodnie z wolą rodziny wstąpił do wojska austriackiego. Rok później był już podporucznikiem pułku huzarów im. cesarza Ferdynanda. Porzucił jednak niebawem karierę wojskową. W roku 1851 ożenił się z Marią Augustą Seilern und Anspag i nabywszy posiadłość Sitzenthal tam zamieszkał. Dziesięć lat zaledwie trwało jego małżeńskie szczęście. 17 kwietnia 1861 roku Maria zmarła, pozostawiając męża z trójką małych dzieci. Rok później czterdziestoletni niespełna wdowiec, zdecydował się na powtórne małżeństwo – raczej chyba z rozsądku niż z miłości. Ostatecznie jednak okazało się ono bardzo udane. Wybranką Antoniego została tym razem Józefa Salis-Zizers, szwajcarska hrabianka, pochodząca ze starego rycerskiego rodu. Doczekali się razem dziewięciorga dzieci, dwoje najmłodszych: Józefina i Stanisław zmarło jednak tuż po urodzeniu.
Dom Ledóchowskich zawsze wyróżniał się głęboką pobożnością. Wspólne modlitwy, czytanie i omawianie Biblii, dyskusje na religijne tematy – były to sprawy, które tu znajdowały się na porządku dziennym. Nic więc dziwnego, że czwórka najstarszych dzieci Antoniego i Józefy wybrała potem służbę Bogu.
Na początku lat 80 tych XIX wieku małżonkowie zakupili zaniedbany majątek w Lipnicy Murowanej pod Bochnią i tam się przenieśli. Warto odwiedzić tę urokliwą wioskę, a szczególnie obiekt będący jej największą chlubą – drewniany gotycki kościółek św. Leonarda, wpisany na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Wewnątrz, w posadzce nawy zobaczyć można płytę nagrobną Antoniego Ledóchowskiego. Ciekawostką jest również fakt, że po latach jego sławna córka, założyła w Lipnicy ostatnią przed swą śmiercią placówkę zgromadzenia Urszulanek.

Misjonarka
Najstarsza z rodzeństwa była Maria Teresa, urodzona 29 kwietnia 1863 roku. Dziś w całym świecie znana jest ona jako „Matka Afryki”.
Kiedy rodzina Ledóchowskich na powrót osiedliła się w Polsce, Maria jako 20 letnia już dziewczyna musiała siłą rzeczy przyjąć na siebie wiele obowiązków związanych z prowadzeniem podupadłego gospodarstwa. Wytrwale pomagała rodzicom. W 1885 roku dosłownie otarła się o śmierć. Ospa na którą zapadła ustąpiła ostatecznie po kilku tygodniach, pozostawiając jednak szpecące ślady na twarzy młodej dziewczyny.
Z nominacji cesarza, pod koniec lat 80. została damą dworu wielkich książąt toskańskich w Salzburgu. Tam po raz pierwszy zetknęła się z akcją misyjną na rzecz Afryki, a także z problemem ludności murzyńskiej, ciągle jeszcze masowo wywożonej do niewolniczej pracy. Odkryła wreszcie swoje powołanie i bez reszty poświeciła się niesieniu pomocy mieszkańcom czarnego lądu. W środowisku salzburskiej arystokracji jej decyzja była z początku wykpiwana. Nie zraziło to jednak Marii, która nowej idei oddała się z wielkim zaangażowaniem. Nie bez znaczenia było tu również duchowe wsparcie, którego udzielił jej stryj, kardynał Mieczysław Halka Ledóchowski.
W 1894 roku założyła Sodalicję św. Piotra Klawera, przekształconą później w zgromadzenie Sióstr Misjonarek.
Mimo rozwijającej się gruźlicy, z którą zmagała się przez ostatnie 20 lat życia, cały czas bardzo aktywnie pracowała. Zmarła nad ranem 6 lipca 1922 roku. Papież Paweł VI 19 października 1975 r. zaliczył ją w poczet błogosławionych, a na prośbę biskupów polskich ogłosił 20 stycznia 1976 roku patronką dzieła współpracy misyjnej w Polsce.

Droga do świętości
Julia była o 2 lata młodsza od Marii. Niedługo po powrocie rodziny do Polski, wybrała życie zakonne. Wstąpiła do klasztoru w Krakowie, przybierając imię Urszula. W roku 1907, otrzymawszy błogosławieństwo papieża Piusa X, wraz z kilkoma innymi siostrami wyjechała do Petersburga, aby prowadzić tam internat przy polskim gimnazjum. Z Rosji wydalona została po wybuchu I wojny światowej. Trafiła najpierw do Sztokholmu, a później do Danii. Zorganizowała tam bardzo szybko szkołę dla skandynawskich dziewcząt, a następnie również ochronkę dla sierot po polskich emigrantach.
Kiedy po 123 latach niewoli Polska odzyskała niepodległość, Urszula i inne siostry z Petersburga wróciły do wolnej Ojczyzny i osiedliły się w Pniewach koło Poznania. Wkrótce potem wspólnota otrzymała od Stolicy Apostolskiej pozwolenie na przekształcenie się w Zgromadzenie Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego, mające zajmować się głownie pracą wychowawczą, jako jednym z narzędzi ewangelizacji. Zgromadzenie szybko się rozwijało. Powstawały domy i dzieła w Polsce i na Kresach Wschodnich, od 1928 również we Włoszech, a od 1930 we Francji.

Siostra Urszula zmarła w Rzymie 29 maja 1939 roku. Już wtedy wiele osób przekonanych było o jej świętości. Procedura procesu beatyfikacyjnego czy kanonizacyjnego wymaga jednak, aby owa świętość osoby potwierdzona została wyraźnym cudem, dokonanym za jej wstawiennictwem.
W czerwcu 1983 roku Jan Paweł II zatwierdził oficjalnie dwa pierwsze takie cuda. Jeden z nich wydarzył się latem 1946 roku. Wówczas to uzdrowienia doznała młoda, 32-letnia zakonnica ze zgromadzenia urszulanek – siostra Danuta Pawlak. Cierpiała na niedokrwistość zanikową. Długotrwałe leczenie szpitalne nie przyniosło żadnych efektów. Wypisano ją w końcu do domu, w stanie agonalnym. Oczekiwała śmierci, kiedy nagle we śnie ujrzała postać Urszuli Ledóchowskiej. Poleciła ona odprawianie nowenny do Serca Jezusowego, przepowiadając jednocześnie całkowite wyzdrowienie chorej, w dniu kiedy modlitwy dobiegną końca. Stało się dokładnie według tych słów. Siostra Danuta dożyła 82 lat. Zmarła 11 maja 1996 roku.

Jeszcze ciekawszy wydaje się przypadek Jana Kołodziejskiego, który doznał wypadku przy budowie stodoły. Tarczowa piła przecięła mu kość łokciową lewego przedramienia. Kiedy dotarł do szpitala, okazało się, że widać już pierwsze symptomy gangreny. Konieczna była natychmiastowa amputacja, pacjent nie wyraził jednak na nią zgody. Lekarze zaszyli więc tylko ranę, ale wówczas stan chorego pogorszył się znacznie. W nocy cierpiał tak bardzo, że pewien był bliskiej śmierci. Czuwająca przy leżącym na sąsiednim łóżku mężczyźnie kobieta, widząc jego katusze, podała mu książeczkę do nabożeństwa i obrazek siostry Urszuli, zachęcając by wzywał jej wstawiennictwa. Ranny modlił się żarliwie i po niespełna trzech godzinach ból nagle ustąpił, co więcej powróciła mu nawet władza w okaleczonej ręce. Personel szpitala orzekł jednogłośnie, że stało się cos nadzwyczajnego, czego nie sposób racjonalnie wytłumaczyć.

I wreszcie trzeci cud. Wydarzył się 12 lat temu, w wakacje 1996 roku. Nastoletni Damian Gajewski został uratowany od śmierci przez porażenie prądem. Próbował kosić mokrą trawę elektryczną kosiarką. Nikt nie zauważył, że uległ wypadkowi. Opadał już z sił, gdy nagle ujrzał zbliżająca się postać zakonnicy w szarym habicie, która oderwała go od przewodu elektrycznego i zniknęła tak nagle jak się pojawiła. Rodzina chłopca przekonana była, że uratowany został przez Urszulę Ledóchowską.

20 czerwca 1983 w Poznaniu Jan Paweł II beatyfikował matkę Urszulę, a 18 maja 2003 w Rzymie kanonizował. W 1989, w pięćdziesiątą rocznicę śmierci zachowane od zniszczenia ciało błogosławionej Urszuli zostało przewiezione z Rzymu do Pniew i złożone w kaplicy zgromadzenia.

Czarny papież
Drogę życia zakonnego wybrała również trzecia z sióstr Ledóchowskich – Ernestyna, ur. w 1869 roku, która była kanoniczką berneńską, a także ich brat Włodzimierz, który w przyszłości miał dostąpić najwyższej godności w hierarchii Towarzystwa Jezusowego nazywanego powszechnie Zakonem Jezuitów.
Potomek dobrej arystokratycznej rodziny był przez pewien czas dworzaninem sławnej cesarzowej Sisi. Szybko jednak zdecydował się na przybranie habitu i wstąpienie do seminarium duchownego. W swoim zgromadzeniu niebawem piastować zaczął coraz bardziej znaczące godności. Mając 36 lat kierował już całą prowincją galicyjską. 11 lutego 1915 roku został wybrany 26 generałem Zakonu Jezuitów, jako następca zmarłego Franciszka Ksawerego Wernza. Przewodził zgromadzeniu przez 27 kolejnych lat, aż do swej śmierci w grudniu 1942 roku. Przełożonych Towarzystwa Jezusowego nazywano często popularnie „czarnymi papieżami” ze względu zarówno na kolor sutanny, jak też ich wpływy w kościele katolickim.

Na koniec warto jeszcze wspomnieć o pozostałym rodzeństwie Urszuli, Marii, Ernestyny i Włodzimierza. Siostra Franciszka, wyszła za kuzyna – Mieczysława Ledóchowskiego. Zmarła w 1953 roku. Brat Ignacy Kazimierz zrobił karierę wojskową. Był generałem dywizji. Za udział w wojnie polsko-bolszewickiej został odznaczony krzyżem Virtuti Militari oraz dwukrotnie Krzyżem Walecznych. Podczas okupacji hitlerowskiej działał w strukturach AK. Aresztowany przez Niemców trafił do obozu Gross-Rosen. Zmarł 9 marca 1945 roku po ewakuacji obozu do Dora Nordhausen.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez tpk6 dnia Sob 13:51, 06 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
ciekawski
Gość
PostWysłany: Pon 23:24, 08 Sie 2011






Cytat:
W Nowej Hucie było "prościej" i logiczniej. Żaden z wymienionych facetów czy to Lenin, czy Sędzimir nie tylko nie przyszedł tam na świat, ale z Hutą ma tyle wspólnego, co Huta z nimi.


Jak czytam, według pana Sędzimir nie miał nic wspólnego z Hutą i jak rozumiem również z hutą? A czy pan czasem zastanawia się nad tym, co sam pisze? Moim zdaniem nie i pisze pan bzdury rodzące prowokacje, a inni pozwalają na ich publikację. Proszę poczytać sobie o Tadeuszu Sędzimirze. Forma Sendzimir też jest prawidłową. A następnym razem w ewentualnej odpowiedzi do mnie, postaraj się panie bardziej, gdyż do chwili obecnej widzę tylko marny deklaratywizm [... - mod].
ciekawski
Gość
PostWysłany: Wto 10:41, 09 Sie 2011






Czy pan zbytnio nie przesadza? Jak tak dalej pójdzie to przypuszczam, że niedługo nie będzie można się w ogóle odezwać na tym forum. Miałem kilkanaście synonimów, które mogłem wykorzystać, począwszy od bufona a na udzielnym księciu kończąc, lecz zdecydowałem się na ten, usunięty przez pana.
Coś panu pokażę, by porównać skale "zagrożenia" - jeśli w ogóle można to tak nazwać - słowa pyszałek i poniższego przykładu z niby maskującymi treść gwiazdkami.
„Kto za młodu nie był socjalistą, ten na starość będzie skur****nem, ale kto na starość socjalistą pozostał, ten jest po prostu głupi.”
Pomimo tych gwiazdek i tak każdy wie o jakie słowo chodzi. A używa je pański kolega i w takiej formie nie zostało to usunięte. To ciekawe. Proszę mnie oświecić pańskim stanowiskiem i interpretacją tego porównania.

[Zatem oświecę Pana! O kulturze dyskusji pisano na tym forum już wielokrotnie, ale nie do wszystkich słowa te docierają. Zwracano m.in. uwagę na konieczność wypowiadania się 'ad rem', a nie 'ad personam', na dodatek używając nieeleganckich epitetów anonimowo. Jeśli chce Pan innych w ten sposób oceniać, proszę robić to pod swoim nazwiskiem, jako zarejestrowany użytkownik tego forum, czyli odpowiedzialnie. Takie obowiązują tu reguły i proszę łaskawie stosować się do nich. Myślę, że Panu nie powinno to sprawić trudności, chyba że... zabraknie odwagi. Kłaniam się - mod]
ciekawski
NOWY UŻYTKOWNIK
PostWysłany: Śro 9:44, 10 Sie 2011


Dołączył: 10 Sie 2011

Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: kielce

Poszedłem za pańską radą. Staram się być ugodowym człowiekiem. Czy obecna forma panu odpowiada? Jest dużo racji w tym, co pan pisał. Jednak odpowiedział mi pan wymijająco. Zbył mnie pan, skupiając się na odpowiedzialności, rejestrowaniu i kulturze wypowiedzi.

Chcę poznać zdanie na używanie wulgaryzmów przez ludzi zarejestrowanych, którzy biorą odpowiedzialność za swoje słownictwo. Jak pańskim zdaniem ma się tutaj pisanie słowa pyszałek, do dużo, dużo mocniejszego sku*****na, używanego w cytacie lub też bez cudzysłowu.

Czy jeśli teraz się pod tym podpisuję, to uniknę pańskiej korekty przy posługiwaniu się słowem buc, pyszałek lub inaczej? Proszę poświęcić mi jeszcze tę małą chwilę.

Jarek z Kielc

[Proszę uprzejmie o link postu, z którego pochodzi cytat - mod]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ciekawski dnia Śro 9:44, 10 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SPOŁECZNOŚCIOWE FORUM DYSKUSYJNE MIESZKAŃCÓW KLIMONTOWA I GMINY Strona Główna -> "Delikatny" temat- edukacja w gminie Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Bearshare


Regulamin