|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
mirko EKSPERT FORUM
|
Wysłany:
Śro 21:27, 05 Mar 2014 |
|
|
Dołączył: 26 Sty 2011
Posty: 434 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Klimontów
|
Po ostatniej sesji jestem zdegustowany. Moje postulaty stworzenia silnej gospodarczo gminy spełzły na niczym. Byłem jedynym radnym, który stanowczo zaprotestował, co do polityki nadmiernego zadłużania. Wszystkie prawie pieniądze uzyskane z kredytów pójdą na inwestycje poprawienia wizerunku, poprzez wystrój ulic, poprawienie nawierzchni dróg nie strategicznych do rozwoju. Żadna inwestycja nie skutkuje zmniejszeniem bezrobocia, polepszeniem bytu, innymi słowy - nie jest prorozwojowa.
No cóż, zostałem sam, może nie jestem zbyt przekonywujący w przestawieniu moich pomysłów na ruszenie gminy z zastoju, z marazmu gospodarczego, kulturowego. Każdy mój pomysł jest poparty analizą korzyści, które gmina mogłaby odnieść.
Może nie nadaję się na radnego? Choć wszyscy inni radni mają się lepiej, nie muszą się bardzo wysilać, za nich myśli wójt i dobrze na tym wychodzą. On wie najlepiej, co jest najlepsze, najkorzystniejsze dla gminy. Widać rozmach w gminie, tylko żeby ten rozmach był skierowany częściowo choć w kierunku innym niż obrany kurs.
No cóż, kredyt jest wzięty na ten rok ponad 3 miliony, razem zadłużenie jest 10-milionowe. Gmina słaba ekonomicznie jaką jest nasza, to dla niej obciążenie według mnie zabójcze. Ale co tam, po nas nawet potop, jak w przysłowiu.
Karty zostały rozdane, została tylko realizacja podjętych zobowiązań. I bardzo dobrze, wyciszę się, odreaguje i dobrze mi to zrobi na zdrowie.
Dlaczego bierzemy tak duży kredyt? A to dlatego, że wybory niedługo. Żeby obywatele widzieli, że się coś robi i żeby nas ponownie wybrali. A dług? A, co tam dług, przecież to nie dług radnego, wójta, to dług gminy. Ale co potem? Potem się będziemy martwić my, bo po co inni mają się martwić naszym zmartwieniem? Przecież za to bierzemy i weźmiemy wcale nie tak małe jak na Klimontów diety!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
mirko EKSPERT FORUM
|
Wysłany:
Czw 20:44, 03 Kwi 2014 |
|
|
Dołączył: 26 Sty 2011
Posty: 434 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Klimontów
|
Nie wiem, czy ten post powinien akurat się znaleźć w tym dziale, w okresie nie tak odległym do wyborów samorządowych?
Bo co tu ukrywać, chyba zdecyduję się kandydować do Rady Klimontowa. Bo sami państwo musicie przyznać, że nie jestem taki jełop, żeby nie startować i nie powalczyć z drugim jełopem o mandat, czyli o dietę. Klimontów nie jest stolicą - a nawet jakby był, to co? - jest małą o dużych aspiracjach wsią, która co wartościowszych obywateli wygoniła w świat, zostawiając takich akurat do niej pasujących.
Przepraszam, mogłem kogoś obrazić, dlatego prostuję i piszę, że gdzieniegdzie, na nie wszystkich ulicach można trafić na osobnika, który jest mądrzejszy od pozostałych.
To na wypadek dotkniętych, zawsze mogę wytłumaczyć, że należy on do tych nielicznych. Choć może być to g... prawda. Ja oczywiście też należę do wybrańców, choć też to może być g... prawda.
Byłem ostatnio na pogrzebie sąsiadki z ulicy. Przed pogrzebem ktoś zasugerował, że robię sobie plusy przedwyborcze. Dlatego, żeby nikt już nigdy nie mówił takich bredni, wymyśliłem takie oto hasło przedwyborcze: Jeżeli zostanę radnym, każdy wyborca z mojego okręgu, który się "przekręci na łono Abrahama" ma zagwarantowany udział mój na swoim pogrzebie, ba, może liczyć na wiązankę kwiatów, których nie będę skąpił swoim wyborcom.
Choć żeby nikt nie pomyślał, że życzę komuś śmierci, muszę zrobić dopisek, że wtedy, kiedy nadejdzie jego pora, którą ustala Najwyższy.
Nie jest to piękny gest w stronę wyborców?! Wyborco, czy potrzebny Ci inny radny? Czy ten radny i kandydat na radnego Mirek, nie jest odpowiedni? Który kandydat na radnego dawał takie obietnicę swoim wyborcom? No nie, jak świat długi i szeroki, tylko tu w Klimontowie jest jeden jedyny taki oddany swoim wyborcom radny i kandydat na radnego.
Tak na marginesie, to już o potrzebie chodzenia na pogrzeby pisałem. Przypominam, że będąc kiedyś w złej kondycji zdrowotnej spowodowanej "chorobą", gdy już nogi moje były grube jak nogi słonia i nikt już mi nie dawał dłuższego pożycia na tym najpiękniejszym ze światów, postanowiłem, że jeśli przeżyję, chodzić będę na pogrzeby zacnych i mniej zacnych naszych obywateli, których zawiodłem.
I tak, jeżeli tylko mogę, idę wierny swojemu postanowieniu, nie wspominając o moim uczuciu do tych, co ich odprowadzam, bo pewnych moich uczuć nie wypada, nawet nie przystoi wyjawiać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
mirko EKSPERT FORUM
|
Wysłany:
Nie 20:02, 06 Kwi 2014 |
|
|
Dołączył: 26 Sty 2011
Posty: 434 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Klimontów
|
Polityka czy przez duże P, czy przez małe p ma jedną wspólną cechę, obie są brudne, zakłamane i tak niewinne w swej niewinności, jak złoczyńca, który uczynił coś złego, a udaje, że się nic nie stało.
Wdałem się w politykę przez przypadek. Wychodziłem po latach "zadymy" na prostą. Nie miałem przyjaciół po tej stronie, rodzina patrzyła jak na zakałę przystało, tzn. spode łba, wszystko było w moim życiu nie na swoim miejscu - poprzestawiało się wszystko co tylko w życiu możliwe. I co robić mając 47 lat? Jak zaczynać żyć? Ojciec chory po wylewie, ja bez pracy. Jednak jakoś zdołałem się pozbierać.
Kupiłem za grosze późniejszą wyremontowaną i rozbudowaną Izbudę, która w całości przeholowałem spod banku na ul. Opatowską, na moją później odziedziczoną posesję. Założyłem na później odziedziczonym 1,71ha polu, tunel foliowy z ogórkami, pomidorami i sprzedawałem pod Jzbudą. Jzbuda była już po małym remoncie wynajmowana sklepowi na magazyn materiałów budowlanych. Wszystko "zatrybiło". Żeby płacić mniejszy ZUS przeszedłem na KRUS. Żeby było śmieszniej, za rok przyznano mi rentę strukturalną. Wygrałem!
Brakowało mi jednak czegoś, co można nazwać po prostu zaufaniem, akceptacją środowiska. Czułem, że potrzebny jest mi pewien rodzaj rozgrzeszenia, za moje dotychczasowe życie - poczucie, że jestem innym, lepszym Mirkiem. Że moja walka, moja determinacja wróciła mi to najważniejsze, co w życiu - człowieczeństwo.
Piszę używając trochę kamuflażu, nie chcę jeszcze teraz wyjawiać swojego oblicza, postępowania przed "transformacją osobową", ze względu na A. i jej rodzinę.
Do rzeczy. Rok 2002 ojciec jeszcze żyje - jeszcze rok- choć jest bardzo chory. Pan F. startuje na wójta, mnie proponuje start ze swojego komitetu. Jestem tak bardzo zaskoczony, że odmawiam. Lecz po kilku rozmowach i gorących namowach ulegam. Jest dużo chętnych startować z Jego komitetu, odmawia kilku znanym osobistościom Klimontowa. Starują oprócz mnie: lekarz, znany biznesmen, profesor.
Wszyscy odpadają, przegrywają razem z kandydatem na wójta. Wygrywam ja. Nie uroniłem łzy na pogrzebach bliskich: matki, babki, dziadka, ciotek, mniejszych i większych pociotków, nigdy nie płakałem będąc u kresy załamania. A wtedy pierwszy raz w życiu zapłakałem, że mnie potrafiono obdarzyć zaufaniem.
Na nic dieta, profity, na nic zaszczyt bycia radnym. Nie da się opisać tego, co ja wtedy i do tej pory czuję. Jestem człowiekiem, ja to teraz wiem!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez mirko dnia Nie 20:06, 06 Kwi 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
mirko EKSPERT FORUM
|
Wysłany:
Nie 20:20, 13 Kwi 2014 |
|
|
Dołączył: 26 Sty 2011
Posty: 434 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Klimontów
|
Idąc do wyborów miałem jasno określony cel: Gmina świecąca przykładem praworządności, licząca się z głosami swoich wyborców, gospodarna, oszczędna, prorozwojowa, wsłuchująca się w głos "ludu". Ze zreformowanymi i nadążającymi za duchem czasu podmiotami: opieką, kulturą, nauką, służbą zdrowia, zakładem komunalnym. Sprawić, że nasza gmina nie stałaby się zmarginalizowaną pipidówą narażoną w razie krajowych cięć oszczędnościowych (wymogi Unii, co do długu PKB) na przyłączenie do innej sprawnie działającej.
Nic mi się nie udało zrealizować! Dlaczego, niby wydawałby się, tak chwalebnych celów nie udało się wcielić większości z nich? Dlaczego, mimo mojej walki o większą rolę Rady w kształtowaniu polityki, przegrywam?
Dlatego przegrywam, bo nie mam poparcia wśród reszty radnych. Bycie radnym zależy w dużej mierze od wspierania decyzji wójta. Jeżeli wójt "opornemu" radnemu, w jego okręgu wyborczym nie zrobi żadnej inwestycji, taki radny nie ma co liczyć na powtórny wybór. Przepada wtedy dieta, profity, zaszczyty. Nie wspominam tu jaką wielka władzę ma wójt w innych dziedzinach, np.: karaniach, nagradzaniach, zatrudnianiach itp, itd. Czy warto być opornym? Chyba warto, tak powiedzą ci, co nie są radnymi, jeżeli jednak zostaną już, w większości są innego zdania.
Zachodzi tu pytanie, czy w ogóle radni są potrzebni? Moim zdaniem, w tym układzie - nie. Ustawa o samorządach była super. Jednak z biegiem lat się wynaturzyła, stała się niewydolna. Powiązana różnymi "powiązaniami" wymaga reform.
Ja nawet przegrany, do końca będę mówił o tym, co mnie boli, o tym co można zrobić, żeby w naszej gminie żyło się przyjaźniej, taniej - jednym słowem lepiej. Może tak uporczywą walkę ktoś przejmie i podejmie z większym skutkiem?
Czy mam wizję, jak ma wyglądać przyszłościowa ustawa o samorządach?- Mam! Oczywiście, może ta wizja będzie wymagać pewnych korekt, ale przy wsłuchaniu się w inne propozycje można wspólnie wypracować coś sensownego. Właśnie tego też nam bardzo brakuje w Radzie, wspólnego wypracowywania najlepszych rozwiązań.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez mirko dnia Nie 20:27, 13 Kwi 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|