|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Marek Mądry PLATYNOWY UŻYTKOWNIK
|
Wysłany:
Pią 11:59, 18 Sty 2008 |
|
|
Dołączył: 27 Sty 2007
Posty: 185 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk
|
Na ulicy Strażackiej prowadził sklepik spożywczy dziadek Pazderski. Na ladzie stały okrągłe blaszane pojemniki z cukierkami - landrynkami i śmietankowymi. Bardzo lubiliśmy kupować u dziadka Pazderskiego, gdzie nawet za "pierdziesiąt" groszy można było dostać smakowite cukierki śmietankowe, których smaku do dziś nie zapomniałem.
MM
Ps. Czyżby mieszkańcom Klimontowa już wszystkie smaki dzieciństwa się wyczerpały? Bo ten temat jakoś zanika.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Pią 16:21, 18 Sty 2008 |
|
|
|
To nie kwestia wyczerpania się przykładów, ale problem pewnej inercji, braku identyfikacji społecznej z miejscem urodzenia, wychowywania się i zamieszkania.
Ludzie w Klimontowie nie czują potrzeby identyfikacji ze swoją 'małą ojczyzną'. Jakoś zapominają o lokalnym patriotyzmie, a jeśli już pamiętają, to tylko podczas rozgrywanych na miejscowym stadionie meczy piłkarskich.
Nie przypominam sobie, aby nasz Klimontów i jego okolice wyróżniały się spośród innych gmin czymś charakterystycznym jeśli chodzi o potrawy regionalne. Nie ma ani jednej potrawy, która powstała w naszej gminie, która stałaby się jakąś charakterystyczną wizytówką naszej gminy. Zapewne takie potrawy tradycyjne były, ale poprzez zaniechanie i lenistwo, poprzez brak zrozumienia i nieprzykładania zbyt wielkiej uwagi zostały one zapomniane. Ich przepisy zabrane zostały do grobu wraz z odejściem starszych ludzi, którzy mogliby, a nie przekazali ich następnym pokoleniom, bo ich o to nikt nie zapytał.
Podobny problem istnieje ze strojami ludowymi charakterystycznymi dla naszego regionu. Czy ktoś wie, jak one wygladały? Jak ubierali się nasi przodkowie? Nic, albo praktycznie nic się nie zachowało.
Sądziłem, że nowy wójt wraz z objęciem swojego urzędu zwróci należytą uwagę na sprawy promocji gminy i samego Klimontowa, że postara się zatrudnić kompetentne osoby, dobrych fachowców, którzy tak od strony teoretycznej, jak i praktycznej znają zagadnienie, dobrze wiedzą, co to jest promocja, jak profesjonalnie należy ją robić i jak ważne znaczenie ma dla rozwoju gminy. Ale ...
Co prawda powstała, z tego co słyszałem, jakaś namiasta referatu ds. promocji, tylko że kto tam został zatrudniony, z jakimi kwalifikacjami i z jakim doświadczeniem? Przy całym szacunku dla zatrudnionych tam osób - osoby te muszą jeszcze dużo się uczyć, aby zrozumiały na czym polega nowoczesny marketing, co to jest PR, jak buduje się dobry wizerunek gminy i na czym polega skuteczna promocja Klimontowa.
Klimontowianin
|
|
|
Anna Skórska SREBRNY UŻYTKOWNIK
|
Wysłany:
Pią 17:39, 18 Sty 2008 |
|
|
Dołączył: 23 Sty 2007
Posty: 99 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Berlin
|
Nie ukrywam, że wypowiedzi poprzedników są w pełni zrozumiałe. Opadają ręce, gdy słyszy się, że w Klimontowie tylko źle, po guldońsku lub że nic ciekawego.
Z punktu widzenia mojej, jeszcze młodej osoby, która wyemigrowała sobie w poszukiwaniu chleba, to życie w Klimontowie jest "bezbolesne", gdy dany mieszkaniec wie mniej , co dzieje się złego w naszej wiosce. Podkreślam tutaj, co się złego dzieje.
Klimontów opustoszał z Młodzieży, jak widzę - wiele uczy się w pobliskich lub dalszych miasteczkach a potem, jeśli Ktoś decyduje się na uczelnie, to i tak odwiedziny i ingerencja w gminne przedsiewzięcia może być ograniczona do minimum.
Oczywiscie, są wyjątki od tego, ale na to ma wpływ odleglość i możliwości samego zainteresowanego we współdziałaniu z władzami gminy.
I w odniesieniu do tego, co wyżej napisałam, największa szansa na rozwój gminy leży w Ośrodkach Kultury, Oświacie, Stowarzyszeniach, Wolontariuszach i we WSPÓLNYM działaniu. WSPÓLNYM!
Gwoli smaków dzieciństwa:
to co wyżej, też jest jakby jego smakiem, bo przecież oprócz lodów włoskich u Pana Skibińskiego i kolejek po okrągły chleb u Państwa Sośniaków czy barszczu postnego mojej Babci i też Mamy jest jeszcze wiele smaków, które wyniosłam i niejeden z nas (nie pisząc o tym tutaj), wyniósł z klimontowskiej ziemi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Lando SREBRNY UŻYTKOWNIK
|
Wysłany:
Czw 8:05, 05 Cze 2008 |
|
|
Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 63 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Klimontów
|
Dzień dobry.
Zastanawiam się, dlaczego tak gwałtownie urwał się ten smaczny temat. Widzę, że na trzech stronach forum każdy z Państwa poruszył kilka tematów, które budzą refleksje i przywołują wspomnienia. Jest jeszcze bez wątpienia wiele takich spostrzeżeń wywołujących ślinotok. Ja chciałbym skupić się na "swojszczyźnie" - typowych wyrobach ze świnki.
Twierdzę, że masarze w Klimontowie (nie wszyscy oczywiście) są mistrzami w kiełbasce, pasztetowej, kaszance i innych podrobach. Ten niepowtarzalny zapach czosnku i wędzenia, jedyny w swoim rodzaju smak to gwarancja sukcesu i pokaz kunsztu wykonawcy. Modne ostatnio "wiejskie stoły", są tego najlepszym przykładem. To punkt wesela, obok którego nie można przejść obojętnie.
Obok typowej "swojszczyzny" pojawiają się także inne atrakcje: ogórki kiszone, smalec ze skwarkami, osełkowe masełko, chlebek domowy, pierogi, pasztety, winko, bimberek, a nawet pieczone udźce lub całe prosiaki.
"Swojszczyzna" nasza ma też zwolenników wśród naszych znajomych i ich rodzin z innych regionów Polski. Widzę często, że przyjeżdżające rodziny sąsiadów i znajomych, potrafią nieźle się zaopatrzyć, tłumacząc, że ten towar ma duże powodzenie u innych i jest wysoko ceniony.
To jest piękne, smaczne i zdrowe.
Zwróćcie Państwo uwagę, że kilkadziesiąt lat wstecz, no może drobne i małe kilkadziesiąt, nikt nie mówił o cholesterolu, złym odżywianiu itp. Żniwa, jajecznica na boczku, ziemniaki i zsiadłe mleko, sałatka z pomidorów, ogórków, cebulki i śmietany na wieczór, starzy i dziadki poprawili bimberkiem i było super.
A teraz, wszystkie wędliny mają ten sam smak. Różnią się jedynie kształtem i kolorem. Owszem trafia się czasami coś, co budzi wspomnienia np.: tyrolska z bułką i ogórkiem w lasku na Borku w trakcie przerwy na pielgrzymce do Sulisławic i słynna oranżada wielokrotnego zamykania otwierana z tzw. karata.
Mile wspominam jeszcze sezonowe wypady na przerwach do Jordanka i też innych ogrodów, na śliwki, jabłka, słoneczniki, orzechy oraz inne nowalijki i przeganianie nas przez właścicieli. Wiem, to nie było ładne, ale ulegało się większości klasy, to był impuls, chwila na zastanowienie i kolejna na realizację z przeszkodami lub bez i...Ehhh, były czasy.
Kłaniam się oczywiście nisko.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Wrocławianka Gość
|
Wysłany:
Pon 21:51, 18 Sty 2016 |
|
|
|
W latach sześćdziesiątych przyjeżdżałam do babci, do Klimontowa. Spędzałam tam wspaniałe wakacje. Pamiętam smakowite obwarzanki, kupowane chyba na jarmarku, lody u p. Ciepiela nakładane łyżką i chrupiące, cudownie pachnące i smakujące bułki. Z Klimontowem kojarzy mi się też ciasto robione przez moją mamę i kuzynki zwane napoleonkiem. Moja mama zawsze mówiła, że jest to specjalność klimontowska.
Pozdrawiam mieszkańców Klimontowa.
Elżbieta
|
|
|
mirko EKSPERT FORUM
|
Wysłany:
Śro 21:53, 20 Sty 2016 |
|
|
Dołączył: 26 Sty 2011
Posty: 434 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Klimontów
|
Mój smak dzieciństwa jest nietypowy i jest w postaci płynu. Tu muszę rozczarować wszystkich co mnie znają i muszę ich wyprowadzić z błędu i zakomunikować , że nie jest to wino marki wino tzw, patykiem pisane. Jest to zwykła oranżada koloru mniejsza z tym, bardzo mocno zgazowana pochodząca z firmy Gees kierownik Cupisz. Jak się nazywała? Chyba Klimontowianka?
Firma miała siedzibę początkowo u p.Kratke zięć Widłak. Potem firmę przeniesiono na ul. Opatowską do p. Barana. Wtedy też wodę czerpano ze studni przy ul. Studziennej na wprost mojego domu. I tu pomagałem wujkowi, który beczką umieszczoną na wozie ciągnioną przez mizernego konika tą wodę dowoził. Ja za pomoc w napełnianiu beczki dostawałem właśnie tą przepyszną, mocno zgazowaną oranżadę. Po wypiciu następowało tzw, odbicie żołądkowe czyli beknięcie, którego dźwięczność, donośność była wielka , a bąbelki uchodzącego gazu z nosa świadczyła o wielkiej przyjemności jaką sprawiała oranżada z miasteczka Klimontów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|